Skończyłam w końcu golf dla koleżanki. Zaczęłam go już dawno, ale nie robiło się z początku najlepiej i taka niechęć do niego mnie ogarniała. Wełenkę dała koleżanka, 3 duże motki po 200-250 g, nie wiedziałam na ile mi tego wystarczy, ale poszło całkiem nieźle. Wełenka z moherem, liczy sobie 35 lat!! Tak właśnie, sprowadzona niegdyś ze Stanów przez ojca koleżanki, przerobiona na kamizelkę, a w zeszłym roku spruta i ... trafiła do mnie:)
Sweterek miał być prosty i ciepły -jak by dało rade- golf. Dało rade. Jest golf. Może najpiękniejszy to on nie jest, bo tak naprawdę pierwszy raz taki golf zrobiłam, ale właścicielce się podoba:) (Nieskromnie powiem, że mi też, bo lubię różowy kolor!!).
Nie krytykujcie mocno, proszę, ja się nauczę ładniejsze robić, obiecuję!!
Przygotowany do spakowania:
Bardzo fajny ten golf. Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńFajny Ci wyszedł ten golfik, bardzo ładny kolor. Nie trzeba już szalika nosić bo golfiak ogrzeje szyję :)))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Golf całkiem udany i ważne, że podoba się koleżance.
OdpowiedzUsuńGolf super, mnie zawsze cieszą takie duże i mięsiste, żeby w szyjkę miało co grzać. Zazdroszczę braku zaległości, u mnie ciągle leżą jakieś UFO...pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńDziękuję za miłe komentarze, bardzo mi się miło zrobiło:) a zaległości robótkowe to jeszcze mam, niestety....
OdpowiedzUsuń