Wytargałam z piwnicy odziedziczoną niegdyś po babci maszynę do szycia, stała tam 2-3 lata, czekała, aż ja dojrzeję do tego, żeby się z nią zaprzyjaźnić. Ostatni raz na maszynie szyłam w podstawówce.... I nie pamiętam żeby mi jakoś specjalnie dobrze szło!!
Ostatnio miałam w domu co nieco do przerobienia i na wszelakie przeróbki trzeba biegać do krawcowej, kiedy maszyna pod nosem stoi....
Stara maszyna, ale na domowe potrzeby podobno wystarcza :) Wystarczyło ją dobrze wyregulować i przypomnieć sobie jak to było :)
Marzy mi się fajna nowa maszyna, ale póki co "psuć" będę na starej :)
Na początek uszyłam 4 powłoczki na jaśki, tak żeby poćwiczyć szycie po prostej - dokumentacji zdjęciowej brak. I jak zwykle ja musiałam od razu na głęboką wodę się rzucić i uszyć torbę. Taką na zakupy.
Materiał wyszperałam w second- handzie, żeby nie było żal jak się coś nie uda. W środku są jeszcze 2 kieszonki, ale nie chciały do zdjęcia się ułożyć. Jak na pierwszy raz jestem zadowolona, choć wiem, że daleko mi do porządnego szycia.
Ale przyznać muszę, że wygodna i pakowna jest :)
Następna już skrojona czeka na szycie.
A - wykrój znalazłam gdzieś w sieci, jak wyszperam to podam link, tzn. znalazłam zdjęcie wykroju i podpatrzyłam, wykrój zrobiłam sobie swój, jest jaki jest.
Może wytrwam w tym szyciu, mam nadzieję, że to nie jest tylko słomiany zapał....
Pozdrawiam :)